Tydzień później
Lily
W moich uszach zaczął rozbrzmiewać dzwonek kończący lekcje, ostatnią lekcje. Schowałam wszystkie swoje rzeczy do skórzanej torby i biorąc książkę od geografii pod rękę wyszłam z sali, zanim nauczyciel zdążyłby mnie zatrzymać. Odetchnęłam z ulgą gdy znalazłam się przy swojej szafce, wpisałam odpowiednią kombinacje cyfr i otworzyłam ją odkładając książki. Zamykając szafkę poczułam parę rąk na biodrach, a po chwili pocałunek na szyi.
-Zrywamy się? -wyszeptał mi do ucha na co zagryzłam wargę. -No chyba, że chcesz iść do psycholi -zaśmiałam się na dobór jego słów. Pewnie się zastanawiacie o co chodzi. Więc moja rodzina od zawsze interesowała się psychiką człowieka, na końcu skończyło się tak, że naszą własnością został szpital psychiatryczny. W sumie, niektórzy ludzie tam są fajni, ale większość to istni psychole próbujący cię zabić, albo obłąkani ludzie, którzy nie wiedzą kim są. Wracając do tematu, pracuje tam znaczy, tego nie można nazwać pracą, ale większość razy unikam postawienia tam chociażby stopy. Przytaknęłam na jego propozycje i uśmiechnęłam się. Nie należę do grzecznych dziewczynek, ale nie jestem też chodzącym diabłem. Wyszliśmy ze szkoły i wsiedliśmy do samochodu Zayna. Jeśli was to zastanawia, to nie, nie jesteśmy parą-przyjaźnimy się. Inaczej rzecz ujmując ja uważam go za przyjaciela.
-Chcesz coś? -zapytał podjeżdżając pod okienko w McDonald's.
-Czekoladowego shake -uśmiechnęłam się owijając kosmyk włosów wokół palca. Gdy zapłacił podjechaliśmy pod kolejne okienko odbierając nasze zamówienie. Podał mi napój i sam wziął swój.
-Gdzie jedziemy? -zapytałam połykając zimną ciecz.
-Nie wiem -zaśmiał się. Jak zwykle zresztą. Pomyślałam i powstrzymałam chęć wywrócenia oczami po czym spojrzałam na niego.
-Zawieź mnie do domu -poprosiłam przygryzając słomkę. Skinął głową i ruszył w wyznaczonym kierunku.
-Dziękuje -uśmiechnęłam się i wyszłam z samochodu.
-A całus na pożegnanie? -obróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego, palcem wskazywał na polik na co pokręciłam głową.
-Nie w tym życiu kochany -pomachałam i otworzyłam furtkę idąc ścieżką, która prowadziła do domu. Moja mama zawsze lubiła ogrodnictwo stąd te wszystkie kwiaty i ozdoby na ogrodzie, i przed domem. Ogólnie moja rodzina ma wiele zainteresowań-wszystko po trochu. Weszłam do środka, ściągnęłam buty i poszłam do kuchni dopijając mojego shake. Na lodówce była kartka, podeszłam do niej i przymrużyłam oczy próbując doczytać się pisma mojego brata.
"Lily, znów nie jechałaś z nami do szpitala. Jedzenie jest w lodówce, wpadnij później do nas. Nick xoxo"
Wywróciłam oczami i otworzyłam lodówkę wyciągając sok. Napiłam się i położyłam butelkę na szafce po czym poszłam do salonu. Włączyłam telewizor, leciały wiadomości, zostawiłam, bo w sumie.... Co ciekawszego może lecieć w tv?
"Osiemnastoletni Justin Bieber do teraz nie został złapany przez policje" pokazali kilka zdjęć. "Jeśli ktoś go widział proszony jest o kontakt z policją." skądś znam to nazwisko, jestem tego pewna. Zagryzłam wnętrze policzka, czyli teraz obojętnie gdzie pójdę grozi mi zabicie przez pokręconego kolesia w moim wieku? Pokręciłam głową i wyszłam z domu do ogrodu. Ściągnęłam spodnie i bluzkę po czym położyłam się na leżaku zakładając okulary przeciw słoneczne. Nie miałam zamiaru iść do szpitala, miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia, niniejszym zadbanie o odpowiednią opaleniznę. Znaczy to było ciekawsze.
Usłyszałam szelest dochodzący z krzaków po mojej lewej stronie. To tylko wiatr, albo kot sąsiadów. Zaczęłam uspokajać swoje myśli. Idiotko, przecież oni nie mają kota. Skarciłam swoje myśli. Nieprzyjemny dźwięk nie ustał, przez moje ciało przeszedł dreszcz. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Liście się ruszały, a moje serce biło coraz szybciej. A co jeśli tam jest jakiś gangster albo pijak? Podniosłam się i wzięłam z twarzy kosmyk włosów, który opadł mi na twarz.
-Kogo lub czego szukasz? -usłyszałam znajomy głos, szepczący mi do ucha. Po chwili poczułam jego dotyk na ramieniu, zamarłam. Czy to mój koniec? Moje ciało zastygło w bezruchu-chciałam, ale nie potrafiłam się poruszyć. Chłopak chwycił mnie w talii i sprawił, że na niego spojrzałam. Zakryłam usta dłonią i poczułam jak do moich oczu napływają łzy. Przede mną stał Justin Bieber we własnej osobie.
Justin
Popatrzyłem na nią i zaśmiałem się w duchu widząc jej przerażoną minę.
-Zabij ją, nikt się nie dowie, jest sama -usłyszałem jej szept. Ponownie spojrzałem na dziewczynę, drżała-bała się mnie.
-Shh... Nie będzie boleć -wyszeptałem całując płatek jej ucha. Obróciłem ją tak, że plecami dotykała mojej klatki piersiowej. Podbródek oparłem na jej ramieniu i jedną ręką wyciągnąłem scyzoryk. Zamknęła oczy i próbowała się uspokoić. Przycisnąłem ostrze do jej szyi, jej oddech stawał się coraz szybszy.
-Zrób to! -warknęła dziewczynka, ale ja nie chciałem jej zabijać, miałem wrażenie, że skądś ją znam. Wziąłem głęboki oddech i lekko przeciągnąłem nożem po jej szyi. Rana nie była głęboka. Dziewczyna syknęła z bólu i chciała dotknąć cięcia, jednak nie mogła tego zrobić, bo ją trzymałem. Schowałem nóż, nie chciałem jej zabić, ale głosy nie dadzą spokoju puki nie poczują jej krwi. Rozluźniłem uścisk lekko nią kołysząc.
-Spokojnie, nie zabiję cię -szepnąłem. Poczułem na mojej skórze jej łzy, zrobiło mi się jej szkoda, obróciłem ją i przytuliłem. -Jeszcze się spotkamy shawty -powiedziałem i wycofałem się. Boże ta dziewczyna jest pierwszą osobą, której nie zabiłem, tylko nie wiem dlaczego. Coś mnie powstrzymało, ale... dlaczego?
Lily
Puścił mnie, a chwilę później już go nie było. Osunęłam się po ścianie i usiadłam na podłodze. Położyłam głowę na kolanach i dotknęłam cięcia, odsuwając rękę przeraziłam się, moja dłoń była cała we krwi. Drugą ręką zakryłam usta ciągle wpatrując się w czerwoną ciecz. Łzy spływały mi po policzkach, odgarnęłam włosy z twarzy i powoli poszłam do łazienki.
Przyłożyłam wacik do krwawiącej rany i syknęłam z bólu. Boże co za dupek. Po krótszym czasie krew przestała lecieć, rana nie była głęboka więc nic więcej nie musiałam robić. Schowałam apteczkę do szafki i ubrałam się, a wokół szyi zawiązałam apaszkę. Nie potrzebowałam wścibskich pytań rodziny o to co się stało. Schowałam telefon do kieszeni i biorąc kluczyki do samochodu wyszłam z domu. Nie chciałam zostawać sama, bałam się, że ten psychol wróci. Otworzyłam drzwi od garażu i podeszłam do mojego samochodu, wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do środka.
Zaparkowałam na moim miejscu i zamknęłam samochód chowając klucze do torby. Stanęłam przed drzwiami i zaczęłam szukać mojego identyfikatora, aby je otworzyć. Nie znalazłam go, ale byłam pewna, że go schowałam.
-Tego szukasz? -usłyszałam znajomy głos, ten sam co jakiś czas temu. Momentalnie moje ciało zamarło, a do oczu napłynęły mi łzy. Czułam na sobie jego wzrok, obróciłam się, w ręce trzymał mój identyfikator. Otworzyłam usta aby coś powiedzieć, ale zamknęłam je nie mogąc wymówić niczego co przypominałoby słowa. Zaśmiał się i podszedł do mnie. Moje serce biło coraz szybciej, pogładził mój policzek i popatrzył mi w oczy, przez moje ciało przeszedł dreszcz. Bałam się go, cholernie się bałam, że coś mi zrobi.
-Nie bój się -szepnął jakby czytając mi w myślach, wciąż na mnie patrzył. Wiem, że w tej chwili nie powinno mnie to obchodzić, ale dlaczego on szepce? Spuściłam wzrok, nie chciałam dłużej na niego patrzeć. Poczułam jak przypina mi kartę do bluzki, a chwilę później już go nie było. Jak on to robi? Drgnęłam gdy poczułam zimny podmuch wiatru, włożyłam kosmyk włosów za ucho i biorąc kartę przyłożyłam ją do czytnika otwierając drzwi. Weszłam do środka i zobaczyłam zgiętą kartkę przyczepioną do identyfikatora. Rozłożyłam ją, liścik był wydrukowany
"Nasza umowa dalej obowiązuje, Do zobaczenia shawty."
Przeczesałam ręką włosy i wypuściłam powietrze z ust. Czego on ode mnie chce? Dlaczego wybrał mnie? Po co mu jestem potrzebna? Jedno jest pewnie-on nie da mi spokoju. Sam powiedział, że jeszcze się spotkamy...
____________
No więc jestem z kolejnym rozdziałem. Na pewno nie należy do najlepszych, ale nie mam też zbytnio czasu aby to wszystko poprawiać. Do następnego xx